Koty z Lisiarni, czyli offtopowo dzisiaj


Autor Ewa Henry (jagged edge)

 

Kocina po gdańsku

Stosunkowo niedawno obiegały internet przerażające filmiki pokazujące co w Chinach robi się z bezdomnymi kotami. dziesiątki nieszczęśników wciągane do drucianych klatek kijami, hakami. Resztę trudno nawet opisać. Zwyrodnialstwo w świetle prawa.

My w Polsce oczywiście jesteśmy dużo lepsi od Chińczyków…. kto by tam kota hakiem i do wrzątku?! My na koty mamy kopary. I nie zawahamy się ich użyć. Oczywiście też w świetle prawa.

Lisiarnia w Gdańsku Oruni – miejsce złe – do 2011 hodowano tu zwierzęta futerkowe. Dobry pan zdzierający skóry z lisów i norek chronił swój przybytek od myszy i szczurów zatrudniając koty na etacie. Dopóki istniała ferma koty egzystowały, były jakoś tam dokarmiane, mnożyły się bo komu by tam przyszło do głowy je sterylizować. W końcu jednak, zmuszony do opuszczenia miejsca właściciel zwinął majdan. Zabrał te futerkowe na których zarabiał ale zostawił futerkową, nierentowną resztę. W końcu ktoś kto bije kasę na lisich skórkach defaultowo raczej nie jest nastawiony użalanie się nad głodującym, marznącym kotem.

Stado, które wcześniej zarabiało tu na michę zostało dosłownie na lodzie. Nieszczęsny los bezdomnego kota, przyzwyczajony do nawet byle jakiej opieki nagle pozostaje bezbronny, bezradny narażony na głód, choroby, okrucieństwo ludzkie.

A jednak…

Kilkoro wolontariuszy udowodniło, ze nawet w miejscu złym można zrobić wiele dobrego. Znaleźli się ludzie, którzy zawzięli się by uratować od strasznej egzystencji to przymierające głodem stadko. Czwórka szaleńców wydeptała ścieżki do urzędów, dokopała się do jakichś miastowch pieniędzy, wyżebrała resztę od podobnych sobie wariatów i zdołała wysterylizować, zaszczepić i podkurować tę część stada, która przeżyła wyprowadzkę dobrego pana od futerek.

I koty sobie żyły, część znalazła stałe domy, większość, podreperowana medycznie i odkarmiona miała się świetnie na wolności. Niektóre mieszkały w opuszczonych klatkach, niektóre dostały wypasione domki z samego UM.

Lisiarnia położona jest (była) w połowie drogi między kościołem a posterunkiem policji – przy takiej protekcji nikomu nie powinna stać się krzywda. A jednak w majestacie prawa lisiarnia znów wskrzesiła swą złą sławę, o koty znów upomniał się okrutny los… wprawdzie nie wciągnięto hakami do metalowych kojców, nie ugotowano żywcem jak w Chinach, ale… zajechano koparkami na śmierć.

Teren miał być uprzątnięty, co oczywiste a jednak mniej oczywiste było to, ze na terenie mieszkają żywe, czujące, rozumne istoty. Podobno nikt nie wiedział, nie widział nie słyszał….

Nie wszystkie koty zdołały uciec, część, na swoją zgubę schroniła się w panice w klatkach i domkach.

Jedną nieszczęsną kotkę zrozpaczona wolontariuszka wyciągnęła spod gruzów z ledwie tlącą się w niej iskrą życia, nie dało się jej jednak uratować. Złamany kręgosłup – kocina nie żyje. Kilka znalezionych, poranionych kotów umieszczono w domach tymczasowych i lecznicach. O wielu nadal nic nie wiadomo.

Nie wiadomo też nic w UM – w końcu mamy Tydzień Ziemi. A nawet założywszy, ze nikt nic nie wiedział – czy naprawdę doszliśmy w naszej znieczulicy do tego stopnia, że NIKT – nikt z tych ludzi pracujących tego dnia na terenie Lisiarni nie potrafił przeciwstawić się – Ochroniarzom nie przyszło do łbów chronić bezbronnego? Operatorzy koparek i spychaczy robili dokładnie to do czego zostali zatrudnieni, kopali i spychali nie widząc spanikowanych kotów ganiających po stercie blachy i najeżonych gwoździami desek. Czy karta zegarowa zwalnia nas z obowiązku bycia człowiekiem?

No więc mamy ten Tydzień Ziemi, pojawiają się różne inicjatywy na rzecz ochrony środowiska. Segregowanie śmieci, wyklęcie plastikowych reklamówek w sklepach, zachęcamy dzieci do malowania plakatów z uśmiechniętym słoneczkiem na bezchmurnym niebku… tylko się nam zapomina, ba, do głowy nam to nie przychodzi, że kot to też środowisko, i to nie dlatego, że łapie myszy. Dlatego, że po prostu ma prawo tu być, jak ptak, jak drzewo, jak żuk i piasek na plaży. Co jeszcze oprócz kotów zabito w Lisiarni? Zabito wiarę, że inicjatywa obywatelska w tym kraju jest warta więcej niż kupa sparciałych dech. Pokazano okolicznym dzieciom, które na pewno znały i dokarmiały koty, ze… chłop żywemu nie przepuści.

To ja myślę tak, skoro tam już jest ta kupa desek to z tej kupy zróbmy górkę. Na górce postawmy pomnik, byczy jak nasze wielkie serca, albo jeszcze większy… Zaraz… Jezusa już mamy w Świebodzinie, Jana Pawła w Częstochowie… Postawmy Franciszka! Tego od piesków, kotków i ptaszków. Niech się zlecą i nam śpiewają na chwałę.

 

Już od siebie dodam:

Dawniej i dziś:

Jedna uwaga do wpisu “Koty z Lisiarni, czyli offtopowo dzisiaj

  1. Blogujący ludzie, jeśli kot nie jest dla Was „tylko kotem”, udostępnijcie proszę ten tekst u siebie.

Dodaj komentarz